Sezon żniwny 2025 przynosi na rynek kombajnów zbożowych sporą dawkę innowacji. Producenci ścigają się w wyposażaniu maszyn w zaawansowane systemy elektroniczne, jednocześnie nie zapominając o podstawach, czyli wydajności i niezawodności. Dla polskich rolników, którzy coraz częściej świadczą usługi na rzecz sąsiadów lub większych gospodarstw, wybór odpowiedniego kombajnu to decyzja mogąca przesądzić o rentowności inwestycji na najbliższą dekadę.

Przyjrzyjmy się najciekawszym modelom, które w tym roku zasługują na uwagę zarówno dużych gospodarstw, jak i średnich farm nastawionych na rozwój.

Która moc silnika jest dziś standardem?

Kombajny z segmentu powyżej sześciu słomy wyposażane są obecnie w silniki o mocy przekraczającej trzysta pięćdziesiąt koni mechanicznych. To skok o niemal trzydzieści procent w porównaniu z tym, co było normą jeszcze pięć lat temu. Większa moc to nie tylko kwestia prestiżu, to przede wszystkim odpowiedź na szersze hederki i szybsze obracanie młocarni.

John Deere seria X9 w najnowszej odsłonie oferuje jednostki napędowe sięgające nawet sześciuset dziesięciu koni mechanicznych. To bestie zdolne do obsługi hederków dwunastometrowych przy prędkości roboczej siedmiu kilometrów na godzinę. Brzmi abstrakcyjnie? W praktyce to różnica między ukończeniem żniw w tygodń a rozciągnięciem ich na dwa, co przy zmiennej pogodzie może być kluczowe dla jakości ziarna.

New Holland CR11 Revelation, flagowy model producenta, poszedł podobną drogą. Sześciocylindrowy silnik Cursor 16 o pojemności szesnastu litrów generuje moc pięciuset siedemdziesięciu koni. Co równie istotne, moment obrotowy dostępny jest w szerokim zakresie obrotów, co przekłada się na stabilną pracę w trudnych warunkach. Kombajn nie dusi się przy zwiększonym zasilaniu, nie traci obrotów na wzniesieniach.

Claas Lexion 8900 z jednostką V12 o mocy sześciuset pięćdziesięciu koni to propozycja dla gospodarstw wymagających absolutnego maksimum wydajności. Niemiecki producent chwali się, że to najbardziej efektywny paliwowo kombajn w tej klasie mocy. W testach polowych zużycie nie przekraczało dwudziestu ośmiu litrów na hektar przy zbiorze pszenicy. Dla porównania, starsze konstrukcje o podobnej mocy spalały nawet trzydzieści pięć litrów.

Czy automaty kierujące naprawdę się sprawdzają?

Precyzyjne rolnictwo przestało być gadżetem zarezerwowanym dla entuzjastów technologii. W 2025 roku nawet kombajny ze średniej półki oferują standardowo systemy automatycznego prowadzenia z dokładnością do dwóch centymetrów. To sprawia, że operator może skoncentrować się na monitorowaniu procesu młócenia zamiast na utrzymywaniu prostej linii jazdy.

Fendt Ideal 10 wyposaża system Fendt Guide Connect, który idzie o krok dalej. Kombajn automatycznie planuje optymalną trasę przejazdu, minimalizując puste dojazdy i zawracanie. System uwzględnia kształt pola, położenie bram oraz miejsce postoju przyczepy do rozładunku. W praktyce oznacza to oszczędność czasu rzędu piętnastu do dwudziestu procent na nieregularnych polach.

Massey Ferguson Ideal 10 wykorzystuje identyczną platformę co Fendt, ale producent położył większy nacisk na intuicyjność obsługi. Dwunastocalowy ekran dotykowy w kabinie przypomina bardziej tablet niż maszynę rolniczą. Ustawienia parametrów młócenia, kontrola systemów, nawet diagnostyka usterek, wszystko to dostępne jest przez przejrzysty interfejs. Rolnicy przyzwyczajeni do smartfonów odnajdują się w nim bez czytania instrukcji.

Case IH Axial-Flow 9250 stawia na sprawdzone rozwiązania techniczne, ale również nie pozostaje w tyle pod względem elektroniki. System Advanced Farming zapewnia automatyczne sterowanie wszystkimi kluczowymi parametrami młocarni. Kombajn sam dostosowuje prędkość wałka młócącego, otwarcie sit i natężenie nawiewu w zależności od wilgotności i gęstości ziarna. Operator może interweniować ręcznie, ale w większości przypadków automat radzi sobie lepiej.

Jakie rozwiązania poprawiają jakość młócenia?

Tradycyjne młocarnie bębnowe powoli ustępują miejsca systemom rotacyjnym, które łagodniej traktują ziarno. To szczególnie istotne przy zbiorze nasion siewnych, gdzie każde uszkodzenie obniża wartość plonu. Case i New Holland od lat promują młocarnie osiowe, teraz dołączają do nich kolejni producenci.

Claas w modelu Lexion wprowadził hybrydowy system APS Hybrid, łączący zalety obu rozwiązań. Przednia część to klasyczny bęben odrzucający, który agresywnie wydziela ziarno z kłosów. Tylna część to rotacyjna jednostka doczepiająca, która dokładnie wytrząsa resztki ziarna ze słomy. Efekt? Straty ziarna nie przekraczają jednego procenta nawet przy dużej wilgotności materiału.

John Deere w serii S8 zastosował młocarnię z dwoma rotorami, które pracują synchronicznie. Ziarno przepływa między nimi w kontrolowany sposób, co minimalizuje uszkodzenia mechaniczne. System sprawdza się znakomicie przy zbiorze wrażliwych gatunków jak jęczmień browarny czy rzepak. Ziarno wychodzi czyste, niełuskane, gotowe do sprzedaży bez dodatkowego czyszczenia.

Fendt Ideal wykorzystuje kombajn jednobębnowy o wydłużonej konstrukcji. Sam bęben ma prawie dwa metry długości, co daje więcej czasu na delikatne wydzielenie ziarna. W połączeniu z systemem trzydziestu noży tnących słomę i inteligentnym sterowaniem przepływem materiału, kombajn osiąga czystość ziarna na poziomie dziewięćdziesięciu ośmiu procent bez konieczności stosowania dodatkowych czyszczeń.

Którzy producenci oferują najlepszy serwis w Polsce?

Najnowocześniejsza maszyna niewiele jest warta, jeśli w środku żniw czeka się tydzień na część zamienną. Polscy rolnicy doskonale o tym wiedzą i przy zakupie kombajnu coraz częściej biorą pod uwagę nie tylko parametry techniczne, ale też dostępność serwisu.

John Deere budował swoją sieć dealerską w Polsce przez dekady i obecnie dysponuje największą liczbą punktów serwisowych. W sezonie żniwnym firma uruchamia mobilne zespoły techniczne, które dojeżdżają na pole w ciągu kilku godzin od zgłoszenia. Magazyny części są zaopatrzone w najczęściej wymieniane elementy, a te mniej popularne można zamówić z centralnego magazynu w ciągu doby.

Claas postawił na jakość zamiast ilości. Jego dealerzy przechodzą rygorystyczne szkolenia i dysponują profesjonalnym sprzętem diagnostycznym. Co istotne, większość kombajnów Claas oferuje zdalną diagnostykę. Jeśli pojawi się usterka, system automatycznie przesyła dane do serwisu, który często potrafi zidentyfikować problem i wysłać technika z odpowiednimi częściami od razu przy pierwszym wyjeździe.

New Holland i Case IH korzystają ze wspólnej sieci CNH Industrial. To daje im przewagę w postaci szerokiej bazy części wspólnych dla obu marek. Dealer obsługujący Case bez problemu poradzi sobie też z New Hollandem. W ostatnich latach firma znacząco poprawiła dostępność części, inwestując w regionalne magazyny i logistykę.

Fendt i Massey Ferguson, należące do koncernu AGCO, również współdzielą zasoby serwisowe. Ich atutem są pakiety serwisowe zawierane przy zakupie nowej maszyny. Za określoną opłatą roczną rolnik otrzymuje gwarancję naprawy w ciągu czterdziestu ośmiu godzin lub kombajn zastępczy, jeśli naprawa potrwa dłużej. To duże ułatwienie dla gospodarstw wynajmujących usługi.

Ile naprawdę kosztuje nowoczesny kombajn?

Ceny flagowych modeli przekroczyły poziom trzech milionów złotych i nadal rosną. John Deere X9 w pełnej konfiguracji z dwunastometrowym hederem i wszystkimi systemami elektronicznymi to wydatek zbliżony do trzech milionów pięciuset tysięcy złotych. Case IH Axial-Flow 9250 kosztuje podobnie, a Claas Lexion 8900 potrafi przekroczyć nawet cztery miliony w topowej wersji.

Dla wielu gospodarstw to kwoty abstrakcyjne. Dlatego rynek kombajnów używanych kwitnie, a producenci oferują coraz atrakcyjniejsze formy finansowania. Leasing operacyjny pozwala rozłożyć koszty na pięć do siedmiu lat, a raty można synchronizować z sezonem, płacąc więcej latem i mniej zimą.

Segment średniej klasy oferuje rozsądny kompromis między wydajnością a ceną. New Holland CR8.90 z hederem dziewięciometrowym to około dwóch milionów złotych. Fendt Ideal 7 w podstawowej konfiguracji to wydatek rzędu miliona osiemset tysięcy. Te maszyny sprawdzają się w gospodarstwach do tysiąca hektarów i oferują większość funkcji znanych z droższych modeli.

Warto pamiętać, że cena zakupu to tylko część kosztów. Roczne koszty eksploatacji kombajnu zbożowego, włączając paliwo, części, serwis i amortyzację, wahają się od stu pięćdziesięciu do dwustu złotych na hektar. Przy intensywnym wykorzystaniu i świadczeniu usług kombajn potrafi się zwrócić w cztery do pięciu lat. Przy użytkowaniu tylko na własne potrzeby gospodarstwa okres zwrotu wydłuża się do ośmiu, dziesięciu lat.

Rynek kombajnów zbożowych w 2025 roku oferuje maszyny na najwyższym poziomie technicznym w historii. Automatyzacja, elektronika i precyzja osiągnęły poziom, który jeszcze dekadę temu wydawał się nierealizowalny. Dla polskich rolników to jednocześnie wyzwanie i szansa. Ci, którzy odważą się zainwestować w nowoczesny sprzęt i potrafią go efektywnie wykorzystać, mogą liczyć na znaczną przewagę konkurencyjną. Ci, którzy tkwią przy starych maszynach, niebawem odczują, jak rośnie dystans między nimi a liderami rynku.